Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 30 - Na Tropie(2),

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FRID INGULSTAD
NA TROPIE
1
Kristiania, październik 1910 roku
Elise nie krzyczała. Nawet nie pisnęła, żeby zaprotestować. Zanim ruszyła za
funkcjonariuszami w stronę czarnego policyjnego powozu, poleciła tylko Dagny, aby ta
zawiadomiła Johana. Myśli całkiem zniknęły, a głowa wypełniła się pustką. Resztkami
świadomości zarejestrowała, jak pani Børresen na moment zatrzymała się w drodze do spiżarni,
gapiąc się z otwartymi ustami. Elise kątem oka spostrzegła, jak Karen, pokojówka pani Berge, stała,
rozmawiając z inną pokojówką, i jak obydwie naraz odwróciły głowy, wlepiając w nią wzrok. Nie
widziała ich wyraźnie, ale wiedziała, że tam stoją.
Od czasu do czasu jej słuch wyławiał pojedyncze słowa wypowiedziane przez policjanta,
które wpadały jej do ucha, ale równie szybko znikały. To nie mogła być prawda. Ciało nie mogło
należeć do Kristiana. Niemożliwe, żeby leżało w fiordzie przez tyle miesięcy, podczas gdy oni nie
mieli o niczym pojęcia. Kristian musiał żyć. On się tylko ukrywał. Zapadł się pod ziemię razem ze
Svanhild.
Siedzący obok policjant odezwał się do niej. Odwróciła głowę w jego kierunku, posyłając
mu nic niepojmujące spojrzenie. Nie chciała przyznać, że nie zrozumiała jego słów, tylko po to, by
ich nie powtarzał.
Więcej pytań jej nie zadawano. Funkcjonariusze sądzili pewnie, że nie dosłyszała albo była
zupełnie nieobecna duchem, to nie miało znaczenia. Mogli myśleć, co chcieli. Marzyła, żeby mieć
już to wszystko za sobą i móc wrócić do domu. Wtedy zapomni o tym, co się stało, i zajmie się
dalej pisaniem powieści o Birgerze Olsenie z Sagene.
Pomyśleć, że dojechanie powozem na pogotowie trwało tak długo.
Może powinna była sama powiadomić Johana, zamiast wysyłać do niego Dagny. Wtedy na
pewno nalegałby, aby jej towarzyszyć. Jej ręce nie byłyby teraz zimne jak lód, a chłód tak
dokuczliwy. Szczękała zębami, a kolana jej dygotały. Ponieważ już od dawna trwała jesień, na
zewnątrz panowało przeraźliwe zimno.
- Dziwne, że dzisiaj mamy tak piękną pogodę - powiedział w tej samej chwili policjant. -
Nie przypominam sobie tak ciepłych dni w połowie października.
Na drodze było mnóstwo kałuż, więc w nocy musiało padać. Kiedy jedno z kół powozu
wpadło w dziurę, Elise podskoczyła na swoim siedzeniu.
Drzwi sklepu Magdy były otwarte, a dwie kobiety właśnie przekraczały ich próg. Powinna
kupić paczkę kaszy, kiedy tam była. Wciąż została jej jedna butelka pysznego soku porzeczkowego,
który dostała od pani Jonsen.
Pani Jonsen była miła. Powinni częściej zapraszać ją do siebie. Albo korzystać z jej
zaproszeń. Pani Evertsen także. Na chrzcie dziecka była zachwycona panem Thoresenem, który
jednak jest teraz z powrotem w Toten. Bardziej podobało mu się życie na wsi. Ani Anna, ani Johan
nie mieli nic przeciwko jego powrotowi, mimo że był ich ojcem. Sytuacja była dziwna, ale
rozumiała ich.
Powóz dudnił, tocząc się przez most Beierbrua. Zastanawiała się, czy Anna była w domu.
Jeśli zobaczy Elise w czarnym policyjnym powozie, na pewno się przestraszy. Nie wspominając już
o tym, co powiedziałaby pani Evertsen, gdyby tam dzisiaj była i pomagała Annie.
Plac szkolny świecił pustkami. Na szczęście nie trwała w tej chwili przerwa między
lekcjami. Gorzej byłoby, gdyby Peder, Evert i ich koledzy z klasy ją teraz zobaczyli.
Wokolicy browaruRingnes panował sporyruch. Wielu dostawcówpiwa stało z
załadowanymi wozami gotowymi do drogi. Ich konie były najlepsze w mieście. Przetrzymywano je
w znacznie lepszych warunkach niż samych pracowników fabryki. W stajniach miały nawet za-
wieszone tabliczki z własnymi imionami.
Przestań myśleć! Przestań myśleć! Przestań myśleć!
Powóz szybko mknął w dół, w stronę miasta. Walczyła, aby skierować myśli ku czemuś
innemu. Chodziło o cokolwiek, byleby nie przypominać sobie, dlaczego tu siedzi.
Jednak im bliżej było celu, tym było jej trudniej. Na koniec okazało się to niemożliwe.
Dźwięczały jej w uszach nieprzyjemne słowa, wypowiedziane przez policjanta.
W fiordzie
znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Wiele wskazuje na to, że to pani brat, Kristian Løvlien
.
Płacz sprawił, że jej ciałem wstrząsnęły spazmy, ale z ust nie wydobył się żaden dźwięk.
Przecież o tym wiedziała. Zdawała sobie z tego sprawę od dnia, kiedy Hilda przyszła do niej
zdenerwowana, tłumacząc, że Kristian nie spał poprzedniej nocy w swoim łóżku. Zostawił też list,
w którym pisał, że dłużej już nie wytrzyma.
Przez tygodnie, a potem przez miesiące próbowała przekonać samą siebie i pozostałych, że
istnieje inna możliwość. Winą obarczała kaznodzieję. Ten przestraszył zarówno Kristiana, jak i
Svanhild, dlatego uciekli. Mimo iż nie odnaleziono ich w opuszczonym gospodarstwie w Ekebergu,
mogli przecież przebywać gdzie indziej. W Kristianii znajdowało się mnóstwo porzuconych
gospodarstw, zarówno w dolinie Maridalen, jak i Lommedalen oraz Sørkedalen. W samym
Ekebergu było ich znacznie więcej, niż się spodziewała.
O tej porze roku mogli znaleźć w lesie grzyby, jagody i korzonki, a może nawet zapomnianą
rzepę czy kartofle na polu. Poza tym nietrudno byłoby im się zatrudnić do pracy w gospodarstwach.
Kogo obchodziło, skąd przyszli, jeśli mogli pracować? Podobne myśli pocieszały ją w trudnych
chwilach.
Oszukiwała samą siebie, dając Pederowi i Evertowi złudne nadzieje. Johan widział, że nie
kłamała świadomie, więc oszczędzał jej wypowiadania własnego zdania na ten temat.
Stchórzyła. Nie śmiała przyznać, że nie było już nadziei. Jeśli Kristian wciąż by żył,
napisałby list, wyjaśniając, co się z nim dzieje. Nie narażałby ich na niepewność i wynikający z niej
ból.
Teraz otrzymają dowód. Nie będą musieli dłużej spekulować. Kristian spocznie w grobie,
którym będą się opiekować i który będą odwiedzać. W ten sposób cierpienie będzie mniej dotkliwe,
bo najgorsza zawsze jest niewiedza.
Dlaczego to zrobili? W Brekkedammen czy Stilla? A może zeszli do Seilduken, poniżej
wodospadu? Albo całkiem w dół, aż do ostatnich kaskad Nedre Foss i młynu Grünera? Co
zrobiłaby ona?
Płacz ściskał gardło, jednak nie mogła się temu poddać.
Sama ruszyłaby dalej, aby ominąć wodospady i pozostać niezauważoną przed dotarciem do
fiordu. Ponieważ nie umiała pływać, na pewno wolałaby utonąć stosunkowo szybko. Gdyby doszło
do tego nocą, nikt by nawet nie usłyszał jej krzyku, którego mogłaby nie powstrzymać ze strachu.
Sęk w tym, że nigdy by tego nie zrobiła. Jedynie ogromna desperacja potrafiłaby pchnąć
człowieka do podjęcia takiej decyzji.
Jednocześnie przyszło jej do głowy jedno zdarzenie. Przypomniał jej się pewien wiosenny
dzień, kiedy wyruszyła w górę rzeki, po tym jak stary Torgny, gospodarz, groził jej wyrzuceniem
ich z gospodarstwa Andersengården. Nie miała wtedy nawet grosza przy duszy. Z uwagi na to, jak
wiele zrobiła dla nich Armia, nie mogła prosić jej o pomoc. Ubieganie się o zasiłek dla biednych też
nie wchodziło w grę. Nie dostrzegała najmniejszej nadziei ani rozsądnego rozwiązania. Do czasu,
aż nagle pojawił się Emanuel. Co by zrobiła, gdyby jej nie pomógł? Czy byłaby na tyle
zrozpaczona, żeby rzucić się do wodospadu?
Potrząsnęła głową. Myśl o matce i chłopcach nie pozwoliłaby jej na to.
Kristiana nie łączyły jednak z nikim tak silne więzi. Nie po tym, jak przeprowadził się do
Hildy i majstra oraz zakochał się w Svanhild. Na domiar złego, jego myśli błądziły gdzie indziej, od
kiedy zaczął uczestniczyć w tych spotkaniach.
Konie zatrzymały się, ponieważ w poprzek stał furgon, uniemożliwiając im przejazd.
Obydwaj funkcjonariusze wysiedli, aby sprawdzić, co się stało.
Mogła wymknąć się z powozu i uciec, unikając okropnego widoku, który na nią czekał. Jak
wyglądał człowiek, który leżał w wodzie przez tyle miesięcy? Nie była w stanie sobie tego
wyobrazić. Na samą myśl zbierało jej się na mdłości.
Co jednak zrobiłaby policja, gdyby im nie pomogła? Poprosiliby o pomoc Hildę? Dla niej
byłoby to zbyt wiele. Najpierw rozpłakałby się, potem wpadła w szał, a na końcu kłóciłaby się,
żeby ją wypuścili. Oprócz tego doznałaby ataku histerii albo omdlenia.
Nie, Elise nie mogła na to pozwolić, a nikt inny im nie pozostawał. Były najbliższą rodziną
Kristiana teraz, gdy nie miał matki ani ojca.
Usłyszała, jak policjanci kłócą się z woźnicą, stojącym przed nimi. Bez wątpienia coś było
nie tak z koniem, który nie chciał go słuchać.
Jej wzrok prześlizgiwał się po szeregach domów, zatrzymując się na tym czy innym oknie.
Dziwne, że dla wszystkich innych ludzi był to całkiem zwyczajny dzień. Życie toczyło się dalej tym
samym torem.
Dwie starsze kobiety stały na chodniku, rozmawiając. Pijak zataczał się wzdłuż krawężnika,
a dwie małe dziewczynki właśnie wybiegały z podwórza, każda ze swoją zabawką pod pachą. Za
kilka godzin staną wszystkie maszyny, a robotnicy zaczną wylewać się szerokim strumieniem przez
bramę fabryki. Kilka samotnych matek odbierze dzieci ze żłobków albo placówek opiekuńczych. W
tym samym czasie inne będą się spieszyły do domów i czekających tam dzieci, obawiając się, że ich
pociechom mogło się coś stać, gdy one przebywały poza domem.
Wszystko żyło swoim rytmem, nawet gałęzie, które znowu były nagie, po tym jak silne
podmuchy wiatru pozbawiły ich ostatnich liści. Nie działo się nic nadzwyczajnego za wyjątkiem
tego, co czekało ją na pogotowiu.
Zawiązała szalik ciaśniej wokół szyi. Trzeba było włożyć płaszcz, ale nie zdążyła o tym
pomyśleć. Lekarze traktowaliby ją z większym szacunkiem, gdyby przyszła w palcie i kapeluszu.
Kobiety w szalach i chustach traktowali z góry.
Biedny Kristian. W szkole zawsze dostawał takie dobre stopnie. Piękne ubranie i parasol do
konfirmacji, których nigdy nie dostanie. Dlaczego Bóg jest taki niesprawiedliwy? Czy pozwoliłby
również zginąć młodym chłopcom z bogatszych dzielnic? Dlaczego sprowadzał nieszczęście na
jedne rodziny, a na inne nie?
W końcu woźnicy udało się odprowadzić konia i wóz na bok drogi. Policyjny powóz mógł
jechać dalej.
Wydawało jej się, że jeden z funkcjonariuszy spojrzał na nią zaskoczony, kiedy znowu
usiadła na swoim miejscu. Czyżby zastanawiał się, jak dała radę usiedzieć na miejscu, nie
uciekając? Z pewnością rozumiał, że była przerażona. Może nawet jej współczuł? Otworzył usta,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • queen1991.htw.pl