Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 26 - Zemsta, OSTATNIO DODANE, Romanse

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FRID INGULSTAD
ZEMSTA
1
Kristiania, grudzień 1908 roku
Krzyk uwiązł Elise w gardle. Zastygła ze strachu patrzyła, jak Lort-Anders podnosi Hugo
wyżej i wystawia częściowo poza barierkę. Hugo oniemiał z przerażenia, a jego płacz ucichł
gwałtownie.
Po drugiej stronie mostu policjanci zatrzymali się i na widok Lort-Andersa, który trzymał
małe dziecko nad opadającymi z hukiem masami wody, stracili nagle pewność, jak powinni w tej
sytuacji postąpić. Istniało duże ryzyko, że jeśli podejdą bliżej, bandzior spełni swe pogróżki i
wrzuci chłopca do wodospadu.
Usłyszała jęk i odgłos kroków za plecami, ale nie była w stanie odwrócić głowy. Wbiła
wzrok w przerażoną twarzyczkę Hugo i w mężczyznę, który dosłownie dzierżył życie malca w
swoich dłoniach.
Ktoś podszedł bliżej, a z drugiego brzegu rozległ się rozkaz konstabli:
- Stój!
Zrobiło się cicho. Kątem oka dostrzegła czarny mundur i domyśliła się, że policjanci
nadbiegli także z przeciwnej strony. Stróże prawa stali po obu stronach mostu. Lort-Anders nie miał
szans ucieczki. Pozostawała więc tylko niepewność, czy postanowi zaspokoić żądzę zemsty, zanim
uzna, że przegrał.
Elise miała wrażenie, że serce przestało jej bić. Nie była w stanie się poruszyć. Jej ciało było
niczym sparaliżowane. Próbowała krzyknąć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Pragnęła błagać
Lort-Andersa, żebrać o to, by darował życie małemu Hugo, ale język odmówił jej posłuszeństwa.
Nawet oddychanie przychodziło jej z trudem. Dyszała, jakby się dusiła. Przed oczyma wirowały jej
gwiazdy i obawiała się, że za chwilę straci przytomność.
Szum wodospadu dochodził do niej niczym szmer z oddali, śnieg i lód dławiły huk
opadających wód. Nad mostem, który zazwyczaj tętnił życiem, zaległa pełna grozy cisza. Wszyscy
wpatrywali się w bandytę, który trzymał chłopca nad nową barierką.
Z drugiego brzegu rzeki dał się słyszeć głos jednego z policjantów, który mówił głośno, ale
powoli i spokojnie:
- Anders Jensen, nie rób głupstw! Jesteś otoczony i nie masz żadnych szans, by się
wymknąć. Jeśli wrzucisz chłopca do wodospadu, to już nigdy nie wyjdziesz na wolność. Do końca
życia będziesz gnił samotnie w celi.
- Jak myślisz, co wybiorę? - zaśmiał się Lort-Anders. - Wodospad czy samotną celę?
Zapadła cisza. Nikt nie miał wątpliwości co do jego niecnych zamiarów.
- Jeśli zostawisz chłopca i poddasz się, nie stawiając oporu, to za osiem lat będziesz wolny.
A może nawet wcześniej.
Lort-Anders znów zarechotał.
- Osiem lat? Siedziałeś, brachu, kiedyś w pierdlu? Wiesz, jak to jest?
A potem odwrócił się plecami do konstabli stojących na zachodnim brzegu rzeki i zwrócił
się do Elise:
- I co, Elise, boisz się teraz?
Elise dygotała jak w gorączce. Szczękała zębami, nie będąc w stanie wydobyć z siebie
słowa.
Bandzior znów ryknął chrapliwym śmiechem i rzucił bezwzględnie:
- Czekałem na tę chwilę cztery lata, rozumiesz? W końcu dostaniesz za swoje!
- Proszę! - jęknęła, odzyskując władzę nad mową, i łamiącym się głosem dodała: - Ja na
ciebie nie doniosłam.
- A niech to! Na dodatek kłamiesz?
- Mówię prawdę. Spytaj na policji! Nie powiedziałam nikomu. Nawet moim braciom -
szlochała, z trudem łapiąc oddech.
Lort-Anders wystawił Hugo jeszcze dalej za barierkę. Gdyby chłopczyk poruszył się teraz
gwałtownie, mógłby wysunąć mu się z rąk, nawet jeśli ten nie miałby zamiaru go skrzywdzić.
- Nie ja jestem też winna, że za pierwszym razem cię złapali! - Starała się mówić głośno, ale
z jej gardła wydobywał się jedynie dziwnie piskliwy głos. - Wtedy też myślałeś, że na ciebie
doniosłam, ale to nieprawda. Na policji powiedziałam tylko, że znalazłam złotą broszkę i dałam ją
Johanowi. Nie miałam pojęcia, że masz z tym coś wspólnego.
Wyglądało tak, jakby Lort-Anders znów się zaśmiał.
- Jeśli myślisz, że uratujesz swojego bękarta, kłamiąc mi tu w żywe oczy, to chyba jesteś
kompletnie głupia! A może cieszysz się, że się go pozbędziesz? Nie byłaś zachwycona, gdy się
urodził, prawda, Elise?
Rzuciła się na kolana w śnieg i wołała do niego:
- Proszę, błagam z całego serca! Słyszałeś, co mówił policjant? Jeśli skrzywdzisz Hugo, do
końca życia będziesz siedział sam w celi.
- Ale przynajmniej wyrównamy rachunki, kapujesz, Elise? Tylko myśl o zemście trzymała
mnie przy życiu przez te ostatnie lata.
- Ale ja na ciebie nigdy nie doniosłam! Słowo honoru!
Nawet wtedy, gdy cię zauważyłam przed domem Kraka, nikomu o tym nie powiedziałam.
Nie mam pojęcia, jak zdołali cię odnaleźć!
- Myślisz, że ci uwierzę?
- Ale to prawda! - szlochała rozdzierająco. - Przysięgam, biorę tu wszystkich na świadków,
że jeśli kłamię, oddam ci wszystko, co mam. Spytaj policji! Oni wiedzą, czy doniosłam na ciebie,
czy nie, i mają obowiązek cię o tym powiadomić.
Lort-Anders śmiał się w żywe oczy.
- Nieźle, Elise! Doprawdy znakomicie! Prawie ci uwierzyłem. Ale tylko prawie. Bo ja swoje
wiem, kapujesz? Dowiedziałem się, kto na mnie doniósł. Elise Løvlien, powiedzieli mi na policji!
Ta narzeczona Johana, dziwka, która go zdradziła i wyszła za mąż za oficera z Armii Zbawienia!
Czy to nie o ciebie chodzi, Elise? Czy to nie z tobą był zaręczony Johan? Czy nie jego zdradziłaś?
Elise kręciła głową, dygotała jak w gorączce, a po policzkach płynęły jej strumieniami łzy.
- Mówisz tak tylko po to, by mnie dręczyć. Nie zdradziłam Johana, zostałam zgwałcona. I
wiesz dobrze, że na ciebie nie doniosłam.
- Boisz się teraz, Elise? Trzęsiesz się ze strachu? Nie będę cię dłużej trzymał w
niepewności! - Odwrócił się do Hugo i zagadnął: - No jak, bracie, gotów na kąpiel? - Po czym za-
wołał do Elise: - Uważaj teraz! To będzie dopiero skok!
Podniósł Hugo jeszcze wyżej, a gdy już się spodziewała, że wypuści go z rąk, serce jej
stanęło. Tymczasem on obrócił się gwałtownie i postawił malca na moście, po czym zarechotał
chrapliwie i krzyknął:
- Jestem gotowy, panowie! Teraz możecie mnie aresztować. Ja już załatwiłem swoje.
Musiałem się zemścić.
Zaległa dziwna cisza, zupełnie jakby nikt nie pojmował, że to koniec koszmaru. Nawet
Hugo stał nieruchomo, nie rozumiejąc, co się stało, i dopiero po chwili uderzył w płacz. Z obu stron
mostu nadbiegli policjanci. Elise usiłowała podnieść się z klęczek, ale nie starczyło jej sił. Widziała
tylko, jak Hugo biegnie do niej, ale nie była w stanie nawet wyciągnąć do niego rąk. Próba, na jaką
została wystawiona, okazała się dla niej zbyt ciężka. Przed oczyma widziała gwiazdy, wirowały
coraz szybciej, jakby znalazła się na karuzeli. Ktoś próbował pomóc jej się podnieść, ale opierała
się, wiedząc, że nie zdoła ustać na własnych nogach. Resztką sił musi przytulić Hugo.
Chłopiec dobiegł wreszcie i rzucił się rozszlochany w jej ramiona. Przyciskając go mocno,
zamknęła oczy i wtuliła twarz w zagłębienie na jego szyi. Szlochając, szeptała mu do ucha
uspokajające słowa.
Dopiero gdy rozdzierający płacz dziecka ucichł i zmienił się w żałosne pochlipywanie,
policjanci spróbowali ponownie pomóc Elise wstać. Zachwiała się, trzymając Hugo na rękach, a jej
ciało wciąż dygotało ze strachu.
W tej samej chwili zauważyła obok siebie Annę, która prowadziła wózek ze śpiącą Jensine.
Zapewne usłyszała krzyki i wyszła z domu. Była świadkiem dramatu, jaki rozegrał się na moście.
- Chodź! - odezwała się do Elise i chwyciła ją za ramię.
Pomocne dłonie przejęły od Anny wózek z dzieckiem, zniosły go po schodkach, podczas
gdy Elise ruszyła podtrzymywana przez konstabla i Annę. Jak w transie obserwowała, co się dzieje,
nie czuła własnych nóg, nie wiedziała, po czym stąpa. Przyciskała Hugo mocno do piersi, jakby się
bała, że ktoś wyszarpnie jej go z rąk i ucieknie. Synek zarzucił jej rączki na szyję i nie przestając
płakać, przywarł do niej z całych sił. Jak przez mgłę pomyślała, że na pewno przez długi czas
będzie się jej teraz kurczowo trzymał.
Co się dzieje w głowie trzylatka narażonego na tak dramatyczne przeżycie? Czy malec
zdawał sobie sprawę, że znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Czy spojrzawszy w dół na
huczący wodospad, domyślił się, co zamierza Lort-Anders?
Wreszcie dotarli do kuchni. Policjant pomógł jej usiąść na stołku, po czym wyszedł. Anna
postawiła w kącie wózek ze śpiącą Jensine. Aż dziwne, że małej nie obudziło to całe zamieszanie.
Elise cały czas się trzęsła tak mocno, że obawiała się, że upuści Hugo. Szczękała zębami i
nie mogła nic powiedzieć. Daremnie usiłowała się uspokoić.
Anna podeszła do niej i położyła jej dłonie na ramionach. Pod suknią wystawał jej wydatny
brzuch. Za miesiąc miała rodzić. Oby tylko ten dramat nie przyspieszył porodu, tak jak było z
Hildą, gdy na moście doszło do wypadku.
- Dobrze już, dobrze, Elise! - pocieszała ją cichym, łagodnym głosem. - Wiem, co przeżyłaś,
ale już po wszystkim. - Pogłaskała ją po włosach i dodała: - Hugo już się uspokoił. Dzieci szybko
zapominają. Może nie zrozumiał powagi sytuacji. Przestraszył się tylko, że trzymał go ktoś obcy, i
to tak wysoko w powietrzu. Na pewno nie pojął w pełni niebezpieczeństwa.
Elise pokiwała głową, ale nadal nie była w stanie nic powiedzieć.
Kiedy wreszcie przestanę tak dygotać?
, zastanawiała się. Płacz Hugo całkiem ucichł, malec
tylko chlipał raz po raz, trzymając się jej kurczowo.
- Myślę, że on tak naprawdę nie chciał mu nic zrobić. Nie jest przecież mordercą - ciągnęła
Anna swym łagodnym głosem. - Zależało mu tylko na tym, by cię porządnie nastraszyć. Taką sobie
wymyślił zemstę.
Elise też o tym myślała. Zresztą i Hilda sądziła podobnie. Wiadomo, że to łajdak, ale
przecież nie jest groźny, mówiła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • queen1991.htw.pl