Ingulstad Frid - Saga Wiatr nadziei 19 - U twego boku, Ebook, Książki (PL)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frid Ingulstad
U TWEGO BOKU
Saga część 19.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, Boże Narodzenie 1907 roku
- Johan? - szepnęła Elise, nie wierząc własnym oczom. Już miała rzucić
się mu w ramiona, ale coś ją powstrzymywało.
Na twarzy Johana pojawił się znajomy serdeczny uśmiech, który tak
kochała.
- Nie obejmiesz mnie? – spytał.
Elise spojrzała na Hugo i Isaca. Chłopcy w milczeniu wodzili za nimi
wzrokiem. Żaden z nich się nie poruszył.
Oczywiście, że go przytuli. Nikt nie miał prawa czynić jej wyrzutów z
tego powodu, oto stary przyjaciel powraca do domu z wielkiego świata.
Nogi wciąż jednak nie chciały jej słuchać.
- Więc twój pobyt w Paryżu dobiegł końca? Uśmiech na twarzy Johana
zgasł. Nie zrozumiał?
Nie słyszał o chorobie Emanuela? Johan potrząsnął głową.
- Nie, przyjechałem na święta.
Święta... Tu nad rzeką to słowo miało dziwny wydźwięk. Poza dziatwą
szkolną nikt w tym czasie nie wypoczywał.
- Miałem nadzieję, że napiszesz. - W jego wzroku pojawił się cień urazy,
a w słowach kryła się nutka zdziwienia i rozczarowania.
- Przecież pisałam - zdziwiła się. - Nie dostałeś mojego listu?
Pokręcił głową.
- Pierwszy list spaliłam.
Johan nie poruszył się. Patrzył jej prosto w oczy, czekając na
wyjaśnienia.
- Kiedy dostałam list od ciebie, postanowiłam rozmówić się z
Emanuelem. Zamierzałam odejść od niego, ale los chciał inaczej.
Johan słuchał z napięciem.
- Emanuel zachorował. Choroba przykuła go do łóżka. Nie mam pojęcia,
czy kiedykolwiek wydobrzeje.
Obserwowała, jak zmienia się jego twarz, zrazu przestraszona i
zaskoczona, potem pojawił się na niej wyraz zastanowienia.
W końcu pokiwał głową, dając znak, że pojął.
- Usiłujesz mi powiedzieć, że nic się nie zmieni, póki twój mąż jest
chory.
Znów chciała podbiec, zarzucić mu ramiona na szyję i powiedzieć, że
jest mężczyzną jej życia, ale nie uczyniła tego. Targały nią uczucia tak
potężne, że lękała się dopuścić je do głosu.
- Tak mi przykro, Johan - szepnęła.
- Mnie też jest przykro.
- Więc potrafisz mnie zrozumieć?
- Potrafię, choć nie ukrywam, że jestem rozczarowany. Sam nie wiem,
czego się spodziewałem. Brak odpowiedzi tłumaczyłem sobie dwojako: że
wciąż się wahasz lub że chcesz sprawić mi niespodziankę. Gdybyś nie
miała nadziei na wspólną przyszłość, odpisałabyś od razu.
Elise pokiwała głową.
- Szkoda, że list do ciebie nie dotarł. W tym pierwszym, tym, który
spaliłam, napisałam, że Emanuel zachorował ze zgryzoty. Miałam zamiar
zaproponować mu, byśmy rozstali się w przyjaźni, więc poniekąd
poczułam ulgę. Na wargach Johana pojawił się zabłąkany uśmiech.
- Nie dane nam jest być ze sobą, Elise. A ja sądziłem, że to właśnie jest
nam pisane.
- Ja też tak sądziłam.
Głos się jej załamał, nie była już dłużej w stanie panować nad sobą. W
jednej chwili znalazła się przy Johanie i przytuliła się do niego. Z twarzą
przyciśniętą do jego ciepłego, silnego ciała wypłakiwała z siebie cały ten
żal, który ściskał jej serce od chwili, kiedy Emanuel trafił do szpitala.
Johan trzymał ją mocno, głaskał po włosach i plecach, dawał pociechę,
sam szukając pocieszenia.
- Rozumiem cię, Elise, nie sądź, że jest inaczej. Nie możesz opuścić
człowieka przykutego do łóżka. Przeżywasz rozczarowanie równie mocno
jak ja, ale jednocześnie czujesz ciężar odpowiedzialności za dom, chorego
męża i dzieci.
Pokręciła głową, łkając.
- Nie żałuj mnie. Chłopcy bardzo mi pomagają, nie są już dziećmi.
Pracują nawet jako subiekci w sklepie Emanuela.
Johan odsunął Elise od siebie, spojrzał na nią tkliwie i pogładził
delikatnie po policzku. Po raz kolejny zdumiała się, że ta silna spracowana
dłoń ma w sobie taką miękkość i czułość. Ta sama myśl przyszła jej do
głowy dawno temu, kiedy siedziała na kolanach Johana w kuchni pani
Thoresen.
- Moja mała, dzielna Elise. Dlaczego musisz znosić tyle przeciwności
losu? - Przytulił ją mocno, zanurzył twarz w jej włosach i westchnął
głęboko. - Nie bój się, kochana. Będę czekać na ciebie. Choćby miały
upłynąć lata, zawsze będę czekać na ciebie.
Elise pokręciła głową.
- Nie, Johan. Nie możesz złamać sobie życia z mojego powodu.
- Robię to dla siebie. Nie ma zresztą mowy o złamanym życiu. Uznaję
siebie za szczęściarza, bo mam o kim marzyć. Poza tym do mnie należy
twoja miłość, a to jest najważniejsze.
- Zasługujesz jednak na to, by mieć rodzinę. Dzieci...
- Przyjdzie jeszcze na to czas, wciąż jestem młody. Elise podniosła
głowę i patrząc mu w oczy, pokręciła nią powoli.
- Emanuel może spędzić w łóżku całe lata. Lekarze nie znają całej
prawdy. Długi czas łudziliśmy się, że się mylą, ale teraz przyszłość rysuje
się w ciemnych barwach. Jeśli nigdy nie odzyska władzy w członkach, to...
- Urwała.
- To nie odejdziesz od niego - dokończył Johan. - To niczego nie zmieni,
Elise, zawsze będę czekać. Los był dla mnie łaskawy. Pomyśl tylko,
zostałem obdarowany mocą tworzenia! I dzięki niej mogę zarabiać na
życie.
Znowu wybuchnęła płaczem i przytuliła się do niego.
- Ale potrzebujesz kobiety. Pogłaskał ją po włosach.
- Mam kobietę. To, o czym myślisz, nie jest takie ważne. Mężczyzna
może żyć we wstrzemięźliwości, zwłaszcza jeśli potrafi wypełnić dzień
wartościową pracą. A kiedy kocha i jest kochany, cała reszta schodzi na
plan dalszy. Nie wątpię, że wolę żyć w taki sposób niż spędzać dni w
małżeńskim stadle, w którym brak miłości. To doświadczenie mam już za
sobą.
- Możesz jednak kogoś pokochać. W Paryżu nie brakuje ślicznotek.
Johan roześmiał się cicho.
- A na co mi Francuzka? Kobieta, która nie zna szumu wodospadu, która
nigdy nie śpieszyła do fabryki w zimnym świetle księżyca? Która nie
słyszała wycia syren nad rzeką Aker i nie widziała licho odzianych
dziewcząt pędzących przez most do pracy? Podobieństwa się przyciągają,
jak to mówią. Pasujemy do siebie, Elise. Pamiętamy smród w sieni
Andersengarden, szczury rojące się w śmietniku, ulicznych grajków, rok
po roku śpiewających te same pieśni, Wiemy, jak trudno usnąć, kiedy ciało
trzęsie się z zimna, a żołądek kurczy się z głodu, lecz jednocześnie potra-
fimy cieszyć się pierwszymi płatkami śniegu. Umieliśmy płakać ze
szczęścia, znalazłszy miedziaka na ulicy, i cieszyć się, kiedy siostry z misji
przynosiły kawałek wyschniętego ciasta przed świętami. Kto tego nie
doświadczył, nie potrafi myśleć ani czuć jak my.
Stała nieruchomo w jego ramionach, wsłuchując się w jego słowa. A
kiedy skończył, dodała cicho: - I każde z nas otrzymało boży dar. Ty
potrafisz rzeźbić w glinie, a ja słowami.
Skinął głową.
- Właśnie. Nie wiedzieliśmy tego, kiedy byliśmy dziećmi, a jednak
czuliśmy, że łączy nas coś więcej niż wspólny adres zamieszkania i
kłopoty rodzinne. - Znów odsunął ją od siebie. - Opowiedz mi o książce!
Już się ukazała w Norwegii?
Elise otarła łzy i potaknęła z uśmiechem.
- Panna Johannessen, która pracuje w kantorze razem ze mną, twierdzi,
że mówi o niej całe miasto. Nie ma pojęcia, iż ja ją napisałam, i z irytacją
nazywa autora wichrzycielem i socjalistą. W jej ustach to chyba najgorsze
obelgi. Twierdzi poza tym, że te historie są zmyślone. Kiedyś stojąc w
kolejce u Magdy na rogu, podsłuchałam, jak o książce rozmawiają
dziewczęta z fabryk. Mówiły, że Magda postanowiła kupić egzemplarz i
wypożyczać go za parę ore. Namawiały się, by ją przeczytać i dowiedzieć
się, o kim mowa i kto ją napisał.
- Nie bój się, Elise. Nigdy nie zgadną, że ty jesteś autorką.
- Mam nadzieję.
- Wspomniałaś, że chłopcy pracują w sklepie Emanuela.
- Tak, Emanuel zajął się drobnym handlem. Wynajął w tym celu mały
domek na Maridalsveien. Pewnego wieczora wysłał chłopców, by
pilnowali interesu, i Peder sprawił się najlepiej ze wszystkich.
Johan roześmiał się.
- Wcale mnie to nie dziwi. Nie musisz niepokoić się o jego przyszłość,
Elise. Chłopak da sobie radę.
Elise uśmiechnęła się. Poczuła przypływ radości. Wrócił Johan, wciąż ją
kochał, czegóż mogła chcieć więcej? Oznajmił, że może czekać na nią całe
lata, póki Emanuel nie wydobrzeje. Skoro Anna wróciła do sił, Emanuel
też może kiedyś odzyskać zdrowie.
- Co jeszcze napisałaś w liście?
- Że cię kocham, że moje uczucie pozostaje silne i nigdy nie przeminie.
Ale także i to, byś żył własnym życiem i korzystał z szans, które podsuwa
ci los.
- To piękne słowa.
- I szczere. Napisałam też, że zaliczam się do tych szczęśliwych ludzi,
którym dane było poznać smak miłości niezostawiającej miejsca na
zwątpienie.
Dostrzegła, że jego oczy zwilgotniały.
- Jaka szkoda, że nie dostałem tego listu - powiedział, nie odrywając
wzroku od Elise, ale zaraz potem się poprawił: - Gdybym go jednak dostał,
nie przyjechałbym na święta. Więc może dobrze się stało.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]