Ingulstad Frid - Wiatr nadziei 14 - Zjednoczenie, Ebook, Książki (PL)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frid Ingulstad
ZJEDNOCZENIE
Saga część 14.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, grudzień 1906 roku
Elise, śmiertelnie przerażona widokiem obcego mężczyzny w swoim
łóżku, chciała wybiec z pokoju. Serce waliło jej jak oszalałe. Najpewniej
to jakiś bezdomny, mógł być niebezpieczny.
W tej samej chwili postać poruszyła się. Spod narzuty, uszytej ze
skrawków materiałów, wychyliła się głowa. Mimo że widziała go jedynie
w smudze światła dochodzącego przez uchylone drzwi od kuchni, poznała
go od razu.
- Emanuel? - wydobyła z siebie, a kolana się pod nią ugięły. Dlaczego
on był tutaj?
Mężczyzna usiadł. Wyglądał na oszołomionego. Najwyraźniej wyrwała
go z głębokiego snu. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest.
Szybko jednak się pozbierał, był ubrany i zawstydzony.
- Przepraszam, ja... chyba zasnąłem - powiedział. Zacinał się, wyraźnie
skrępowany.
Stała i patrzyła na niego, czując, jak narasta w niej złość. Na szczęście
Hugo spał niewzruszony na jej ręku.
- Wielkie nieba, co się stało? Dlaczego tu jesteś? - spytała ostro.
- Ja... Nie wytrzymałem - powiedział, patrząc na nią bezradnie. -
Musiałem odejść. Matka, Signe, sam nie wiem, która z nich gorsza. Nie
wyobrażasz sobie, jakie one są.
- I myślisz, że tak po prostu możesz tu wrócić? Nie masz za grosz
wstydu?
Czuła, że serce jej wali, a policzki pałają. Jak można było być tak
bezczelnym? Najpierw zjawił się, żeby się upewnić, że jest w ciąży - z
jego dzieckiem - żeby zaraz potem wrócić do Signe. A teraz miał czelność
wrócić tu, do jej domu, położyć się w jej łóżku, pod nieobecność jej i
chłopców? Naprawdę nie rozumiał, co jej zrobił? Nie było mu wstyd, że
zdradził ją zaledwie kilka miesięcy po ślubie? Że okłamał ją, zapewniając,
że zdarzyło się to tylko raz, a potem opuścił ją dla Signe? Na dodatek
pozwolił, żeby syn Signe został uznany za prawowitego dziedzica dworu
w Ringstad. Nie miał żadnego zrozumienia dla uczuć innych ludzi?
Otworzyła usta, chcąc wyrzucić z siebie całą swoją złość, ale w tym
właśnie momencie usłyszała, że drzwi do kuchni się otworzyły i do
mieszkania wpadli chłopcy.
- Elise? - dobiegł ją głos Kristiana. - Co to za walizka tu stoi? Walizka?
Dziwne, że nie zauważyła jej, wchodząc. Emanuel
przyjechał tu z walizką?
- Mamy gościa - odpowiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to lekko.
Nie chciała psuć im radosnego świątecznego nastroju, ale sama słyszała,
że się jej to nie udało.
Trzy zmarznięte chłopięce twarzyczki jednocześnie ukazały się w
drzwiach.
- Emanuel?! - wykrzyknął Peder, wpadając do pokoju. - Wróciłeś?
Głos Pedera brzmiał radośnie. Najpierw dostał prezent, a teraz taka
niespodzianka. Nie codziennie działo się tyle ciekawych rzeczy, pomyślała
Elise, wiedząc, jak się to wszystko skończy. Peder chwycił Emanuela za
rękę i pociągnął go za sobą do kuchni.
- Byliśmy u Asbjorna i mamy w Kjelsas i dostaliśmy prezenty. Patrz!
Zaciągnął go do stołu kuchennego, pokazując mu dumnie pudełko z
cyną, z której można było robić żołnierzyki.
- Evert też dostał takie pudełko. Prawda, że ładne? - spytał, a jego oczy
błyszczały w świetle świeczki. Policzki miał czerwone po długiej
wędrówce w mroźnym powietrzu. Dwaj pozostali chłopcy rozbierali się w
milczeniu.
Elise stała w drzwiach i wodziła za nimi oczami. Pamiętała, jak Peder
rozpaczał, kiedy Emanuel pojawił się tu na krótko ostatnim razem.
Rozpłakał się i wybiegł z domu. Teraz znów czeka go zawód. I to w
Wigilię.
Odwróciła się i spokojnie wróciła do pokoju położyć Hugo do łóżka.
Spał twardo na jej ręce i nawet nie zauważył, że go położyła. Zwlekała.
Nie miała ochoty wracać do kuchni, do pozostałych, tak długo jak
Emanuel tam był. Ale przecież nie mogła wyrzucić go za drzwi w
wigilijny wieczór, poza tym do najbliższego hotelu było daleko. Nie mogła
też pozwolić, żeby spał w kuchni. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili.
Byliby zaskoczeni, gdyby znaleźli śpiącego mężczyznę na podłodze w
kuchni. Olaf miał nocować u swoich rodziców, najlepiej więc będzie, jeśli
Emanuel przenocuje na stryszku, chociaż nie powinna korzystać z pokoju
wynajętego lokatorowi.
W całej historii było coś dziwnego. „Matka, Signe, nie wiem, która
gorsza". Co mógł mieć na myśli? Nawet jeśli z jakiegoś powodu by się
zdenerwował, nie wypadało zatrzasnąć za sobą drzwi i wyjść, i to jeszcze
w Wigilię. Jak obrażony dzieciak!
I jechać aż do Kristianii? Co on zamierzał tu robić?
Musiała położyć chłopców spać. Padali ze zmęczenia. Wstali rano,
pilnowali Hugo, kiedy ona obsługiwała klientów w sklepie wdowy
Borresen, a potem pomagali jej ciągnąć dziecięcy wózek całą drogę aż do
Kjelsas i z powrotem w błocie i w padającym śniegu.
Pewnym krokiem weszła do kuchni.
- Marsz do łóżek, chłopcy! Jest późno, a za dwa dni musicie znów
wcześnie wstać i iść do pracy.
Nikt jej nie słuchał. Zarówno Emanuel, jak i chłopcy byli zajęci
ustawianiem guzików-żołnierzy w szereg i planowaniem, gdzie staną
cynowe żołnierzyki, kiedy zostaną wytopione. Szwedzi w dalszym ciągu
byli wrogami, rozwiązanie unii nie zmieniło nastawienia do wschodnich
sąsiadów.
- Nie słyszeliście, co powiedziałam? Marsz do łóżek!
- Jeszcze chwilę, Elise! - odezwał się Kristian równie podniecony jak
pozostali.
- Strzelaj! Zastrzel go! Padł, drań! - wołał Evert, tupiąc z podniecenia.
Miała wrażenie, jakby coś wybuchło w jej głowie. Emanuel i chłopcy
bawili się w wojnę w wigilijny wieczór! Czuła, jak wzbiera w niej złość.
Kilka godzin wcześniej byli w kościele, widzieli palące się na choince
świeczki, słuchali opowieści o aniołach i pasterzach. A teraz stali przy
kuchennym stole i uśmiercali szwedzkich żołnierzy!
Podbiegła do nich, chwyciła Pedera, który był najbliżej, i przyciągnęła
go do siebie.
- Macie być posłuszni! - powiedziała, a głos drżał jej ze wściekłości. -
Kiedy mówię, że macie iść spać, to nie żartuję!
Peder poszedł z nią, nie protestując, i zaczął się rozbierać. Słyszała, że
płacze, i nie mogła się uspokoić. Wiedziała, że źle postępuje. Nic by się
nie stało, gdyby raz położyli się trochę później. Zepsuła Pederowi Wigilię,
a przecież nieczęsto miał okazję przeżyć coś miłego. Cały dzień błyszczały
mu oczy. Że też nie potrafiła nad sobą zapanować!
Po chwili przyszli Kristian i Evert. Poruszali się cicho, starając się nie
wchodzić jej w drogę. Wkrótce wszyscy trzej leżeli pod kołdrą, nie miała
jednak siły zmówić z nimi pacierza. Powiedziała tylko szybko „dobranoc"
i wyszła z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi.
Emanuel stał i patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. On też nie
miał odwagi się odezwać. Pewnie się nie spodziewał, że mogła się tak
zezłościć z tak błahego powodu.
- Czego chcesz? - spytała, sprzątając ze stołu żołnierzyki i prezenty
szybkimi gniewnymi ruchami, nie patrząc na niego.
- Chciałem spytać, czy mogę tu przenocować? - odezwał się słabym
głosem. - Poza tym miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać.
- Możesz spać na stryszku. Nasz nowy lokator nocuje dzisiaj u swoich
rodziców. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili.
Odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę drzwi. Musiała
wyjść na podwórze, zanim się położy.
Uderzył ją chłód. Długotrwałe mrozy skuły lodem duże odcinki rzeki,
tłumiąc szum wody. Niebo było czarne i rozgwieżdżone jak rzadko. Wokół
niej było cicho, w oknach nie było świateł, ani w fabryce, ani w domach
po drugiej stronie rzeki.
Stała tak i czuła, jak narasta w niej poczucie bezsilności. Jak mogła
zepsuć chłopcom ten radosny dzień? Tylko dlatego, że nie posłuchali jej
od razu i bawili się Bogu ducha winnymi żołnierzykami? Było jej tak
przykro, że najchętniej położyłaby się na śniegu i rozpłakała.
Dlaczego? Z powodu Emanuela? To on wzbudzał w niej taką złość? Czy
zareagowałaby tak samo, gdyby nie stał przy kuchennym stole i nie bawił
się z chłopcami?
Odwróciła się szybko i pośpiesznie weszła do domu. Świeczka wciąż się
paliła wątłym płomieniem, ale Emanuela nie było, zapewne poszedł już na
stryszek.
Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju, stała i nasłuchiwała. Z początku nic
nie słyszała, ale po chwili z jednego z łóżek dobiegło ją tłumione łkanie.
- Śpicie? - wyszeptała na wypadek, gdyby któryś z nich zdążył już
zasnąć.
Ujrzała ciemną główkę.
- Jesteś zła, Elise?
Znów usłyszała pociągnięcie nosem. To z pewnością był Peder. Podeszła
do niego cicho, uklękła i objęła go.
- Przepraszam. Nie chciałam. Byłam zmęczona długą drogą do Kjelsas i
z powrotem. Z dziecięcym wózkiem i maleństwem, które w sobie noszę,
na tej śliskiej drodze...
Pocałowała go w policzek.
- Przykro mi, że skrupiło się to na was.
- Nie szkodzi, Elise. Nie myślmy już o tym.
Mogła tylko się uśmiechnąć, tuląc się do jego ciepłej szyi. Zwykle to
ona tak mówiła. Pocałowała go jeszcze raz, zanim oderwała się od niego i
pozwoliła mu się znów położyć.
- Dobranoc, Peder, śpij dobrze.
- Emanuel już poszedł?
- Nie, będzie spał na stryszku. Olaf wraca dopiero jutro.
- Dlaczego tu przyszedł?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • queen1991.htw.pl