INPOLANA, inne, Kir Bułyczow - Inna Polana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: KIR BU�YCZOWTytul: Inna polana(Drugaja polana)Maurycy Iwanowicz Dolinin jest m�odszym pracownikiemnaukowym katedry, na kt�rej czele mam zaszczyt sta�.Maurycy jest mi�ym, m�odym cz�owiekiem, ma oko�o 35 lat iniedu�� nadwag� na skutek siedz�cego trybu �ycia. Ma rumianepoliczki, b��kitne oczy i jest ulubie�cem naszychdoktorantek i szatniarek. Do jego zalet nale�y m.in.bezgraniczne oddanie A. S. Puszkinowi. Jeszcze w szkoleMaurycy postawi� sobie za cel nauczy� si� na pami��wszystkiego, co napisa� ten wielki poeta i trzeba przyzna�,�e w tej dziedzinie odni�s� sukces, chocia� czasem myli musi� porz�dek ust�p�w w "Historii Piotra Wielkiego". Tematemjego pracy doktorskiej, ju� gotowej do obrony, jest geneza"Male�kich tragedii". Mog�oby si� wydawa�, �e ju� dawnoprzestudiowa� je wzd�u� i wszerz, a jednak Maurycemu uda�osi� zrobi� kilka niewielkich odkry� i w spos�b absolutnienowy powi�za� obraz sk�pego rycerza z �yj�cym w XV wiekuw Augsburgu baronem Konradem zu Chidenem.Nale�y zaznaczy�, �e mimo sk�onno�ci do zakocha� Maurycydo tej pory si� nie o�eni�. Wed�ug mnie przyczyn� tego stanurzeczy jest duchowy uraz, kt�rego dozna� na pierwszym rokustudi�w, a kt�ry spowodowa�y urocze pazurki Inessy Redkinejtertio voto Wodowozowej. Sk�d tyle wiem o przesz�o�ciMaurycego? To proste, jako wyk�adowca by�em zorientowany wdramatach i tragikomediach �rodowiska studenckiego.Przez ostatnie siedem lat pracowali�my razem. Maurycycz�sto mi si� zwierza�, dzieli� si� nie tylko planaminaukowymi, ale i wydarzeniami z �ycia osobistego. I w�a�nieta jego szczero�� wci�gn�a mnie w wydarzenia, o jakichnawet mi si� nie �ni�o.- Czy pan si� przypadkiem nie zakocha�? - zapyta�emMaurycego, gdy zauwa�y�em, �e przez trzy dni z rz�duprzychodzi� do pracy w nowych, wyj�tkowo jaskrawychkrawatach i l�ni�cych butach.- Ale� sk�d�e! Mnie si� to nie zdarza! - odpowiedzia�Maurycy ze �wi�tym oburzeniem. Zrozumia�em, �e mia�em racj�.By�em pewien, �e wkr�tce wyzna mi wszystko - w dramatycznejchwili sprzeczki albo przeciwnie, gdy przepe�ni goszcz�cie.Wydarzy�o si� to latem. Wybiera�em si� akurat na urlop; wkatedrze odbywa�o si� zebranie, dotycz�ce jakich� ma�oistotnych spraw, a nale�a�oby raczej pojecha� nad rzek�.Poprosi�em Maurycego o naszkicowanie planu artyku�u, kt�rymia� zamiar w��czy� do zbiorku. Maurycy d�ugo �lini�d�ugopis, patrzy� w sufit i w og�le nie my�la� o planie. Wko�cu wzi�� si� w gar�� i wypoci� kilka linijek. Po czymznowu zaton�� w s�odkich rozmy�laniach. Gdy dosta�em szkicplanu, odkry�em na marginesach powtarzaj�ce si� kilka razyimi� Natasza oraz profil z zadartym noskiem wykonanyniewprawn� r�k�.Po zebraniu nie wytrzyma�em i zapyta�em:- Zamierza pan zadedykowa� sw�j artyku� Nataszy?Napiszemy po prostu "Dedykuj� Nataszy" czy te� bardziejoficjalnie?- Nie rozumiem pana - oburzy� si� Maurycy, tak jakbymmia� zamiar ukra�� mu t� Natasz�. Pokaza�em mu nieszcz�snyplan. Maurycy by� na mnie obra�ony przez dwa dni.Jaki� czas potem w jego stosunkach z Natasz� nast�pi�kryzys. Maurycy straci� apetyt i przesta� czy�ci� buty. Bezw�tpienia jakie� b�ahe s�owo czy podejrzenie g��boko nimwstrz�sn�o.- Co� pana gryzie? - zapyta�em w ko�cu.- I tak pan nie zrozumie - powiedzia� Maurycy, jakby zamoich czas�w w kontaktach z ukochanymi panowa� wy��cznieniezm�cony spok�j.- Rzecz jasna - zgodzi�em si�. - Ale mo�e jednak?- Rozstali�my si� - powiedzia�. - Na zawsze.W ko�cu wybuchn��.- Ja ju� tak d�u�ej nie mog� - powiedzia� tragicznymszeptem s�yszalnym w s�siednich korytarzach. - Nie wytrzymamtego.Za dok�adn� tre�� monologu nie r�cz�, ale sedno tkwi�o wtym, �e do serca mojego kolegi wkrad�o si� podejrzenie: jestkochany albo - o niezno�na alternatywo! - nie jest kochany.Podstaw� do podobnych podejrze� pos�u�y�a mu nami�tno��Nataszy do zbierania pieczarek. Trzeba by�o s�ysze�, jakMaurycy wymawia s�owo "pieczarka". Brzmia�o ono niczym imi�nikczemnego wyrodka podupad�ego rodu francuskich hrabi�w.Wed�ug Natarszy pieczarki mo�na zbiera� w Moskwie niemalwsz�dzie, rosn� one bez przeszk�d na skwerach, w parkach ina bulwarach. Trzeba tylko zna� miejsca. Natasza mia�a sw�julubiony park gdzie� w pobli�u stacji metra Sok�. Dzieli�asi� tymi z�o�ami z kilkoma miejscowymi pijaczkami, kt�rzywype�zali na bezcenny placyk skoro �wit, zbierali tyle, ileim by�o trzeba, po czym zanosili na rynek i sprzedawali. Apotem przychodzi�a Natasza. Dla niej r�wnie� wystarcza�ogrzyb�w, zw�aszcza je�eli sprzyja�a pogoda. Z jakiego�powodu Natasza nie zgadza�a si�, �eby Maurycy towarzyszy�jej w tych wyprawach, przez co wzbudzi�a w nim podejrzenie,�e ona tam bywa nie sama, a mo�e nawet w og�le nie chodzi napolan�, tylko kupuje koszyk pieczarek na rynku, po to, �ebywprowadzi� go w b��d. Gdy Maurycy powiedzia� Nataszy oswoich podejrzeniach, obrazi�a si�. A potem od s�owa dos�owa - i zerwanie.- Nie ma pan racji - powiedzia�em Maurycemu, gdy sko�czy�swoj� zawi�� spowied�.- Oczywi�cie. Ale mimo wszystko...- Musi pan p�j�� i przeprosi�.- To jasne. Niemniej...- A propos. Gdy ja na pocz�tku lat trzydziestychzaleca�em si� do Masze�ki, pewnego dnia zobaczy�em j� naulicy z jakim� osi�kiem. Przez dwa tygodnie nie odzywali�mysi� do siebie. A potem si� wyja�ni�o, �e ten osi�ek to jejkuzyn Kola, szalenie mi�y cz�owiek. Do dnia dzisiejszegonasze rodziny przyja�ni� si� ze sob�.Maurycy otworzy� usta, �eby mi odpowiedzie�: "Co ma dotego jaki� Kola", ale powstrzyma� si�, machn�� r�k� iwyszed�.By�em g��boko przekonany, �e ten konflikt minie po dw�chdniach. Nic podobnego. Dni mija�y, a Maurycy by�przygn�biony i samotny. Rzecz jasna, g�upio niszczy� swojeszcz�cie z powodu koszyka pieczarek, ale w ko�cu ludziegin�li z bardziej b�ahych powod�w.Po tygodniu, rankiem, o godzinie dziewi�tej, gdy po�niadaniu kierowa�em si� w stron� biurka, w gabinecie naglezadzwoni� telefon. Co� mnie tkn�o - zdarza si�, �enajnormalniejszy dzwonek wyda si� wyj�tkowo niepokoj�cy...- S�ucham...- Dzie� dobry. To ja, Maurycy. Wydarzy�o si� co�nieprawdopodobnego. Musz� si� z panem natychmiast zobaczy�.- Gdzie pan jest?- W pobli�u metra Sok�. Mog� by� u pana za p�godziny...Maurycy m�wi� urywanym g�osem, tak jakby w�a�nieprzebieg� trzy kilometry i nie zd��y� uspokoi� oddechu.- Czekam na pana.- Od�o�y�em s�uchawk� i od razu przypomnia�em sobie, �e zmetrem Sok� s�siaduje ten feralny pieczarkowy skwer.Wyobrazi�em sobie, �e Maurycy, zdecydowawszy si� �ledzi�niewiern�, niefortunnie spotka� si� ze szcz�liwymkonkurentem.Prawie zgad�em.Maurycy wpad� po dwudziestu minutach. By� rozczochrany,wzburzony, przygn�biony, ale na szcz�cie ca�y.Od razu zacz�� m�wi�, miotaj�c si� po pokoju i zagra�aj�cwszelkim mo�liwym przedmiotom.- Tak - grzmia�. - Jestem winny. Nie wytrzyma�em.�ledzi�em j�. Zdecydowa�em, �e raz na zawsze po�o�� kreswszelkim w�tpliwo�ciom.To znaczy, pomy�la�em, �e mam przed sob� domoros�egodetektywa. Maurycy patrzy� na mnie wyzywaj�co, oczekuj�cbezzw�ocznego pot�pienia. No c�, pomy�la�em, prosz�uprzejmie.- Nigdy nie uwierz� - powiedzia�em mentorskim tonem - �em�g� si� pan zni�y� do tak pod�ej inwigilacji kobiety, kt�r�pan kocha i chocia�by dlatego powinien pan szanowa�.- Tak! - ucieszy� si� Maurycy. - Rozumiem pana. To samom�wi�em sobie. Przeklina�em si�, ale wieczorami stercza�emprzy jej domu, a rano czeka�em, a� wyjdzie z pustymkoszykiem. Wstydz� si�, ale przecie� Otello te� si�wstydzi�, gdy podni�s� r�k� na Desdemon�.Por�wnanie by�o ryzykowne, ale Maurycy nie zauwa�y�mojego u�miechu. Zrobi� tragiczny gest, zrzuci� ze sto�ustert� papier�w i kontynuowa� monolog, kucaj�c i zbieraj�ckartki z pod�ogi.- Nie prosz� o lito�� i nie po to tu przyszed�em. Dzi�rano, dziesi�� minut po godzinie si�dmej, Natasza wysz�a zdomu z koszykiem i posz�a na ten skwer. Na brzegu parku, zafontann�, jest polana. Prawie ods�oni�ta, tylkogdzieniegdzie drzewa. Zaczynaj� tam teraz jak�� budow�,wkopali s�upy, b�d� robi� ogrodzenie. Nie najlepsze miejscedla grzyb�w. Rozumie mnie pan?- Jak na razie nie zd��y� pan powiedzie� nicniezrozumia�ego.- No i w�a�nie do tej polany j� odprowadzi�em. Ale niezbli�a�em si�. Niech pan pomy�li, gdyby ona si� obejrza�a!- Nie daj Bo�e - przyzna�em.- No wi�c, wysz�a na polan� i zacz�a po niej brodzi�.Chodzi, schyla si�, co� tam zbiera, a ja stoj� za drzewem iczekam.- Na co? Najwy�sza pora, �eby wyj�� z ukrycia, podej�� doniej i powiedzie�, �e czuje si� pan winien, wyra�a skruch� iobiecuje popraw�.- Chcia�em tak zrobi�, ale powstrzyma� mnie wstyd i...podejrzenie.- Jakie znowu podejrzenie?- A je�li ona nazbiera grzyb�w i p�jdzie na spotkanie znim? Albo on si� zaraz pojawi...- Przekona�o mnie to - powiedzia�em - �e mam przed sob�prawdziwego rycerza i d�entelmena.- Ach, niech pan przestanie - odpowiedzia� Maurycy. -Teraz to ju� niewa�ne. Wa�ne jest to, �e w tym czasie, gdypatrzy�em na Natasz�, ona znikn�a. Wyobra�a pan sobie!Dopiero co by�a na �rodku polany i nagle znikn�a. Niewierzy�em w�asnym oczom. I co pan na to?- Jak na razie nic.- Obszed�em ca�� polan�, wyskoczy�em na ulic� - pusto.Wr�ci�em do parku, zagl�da�em za krzaki, niemal�e pod�awki. Nigdzie jej nie by�o. Wr�ci�em na polan� i stan��emmniej wi�cej w tym miejscu, gdzie ostatni raz widzia�emNatasz�. I nagle us�ysza�em jej g�os: "Maurycy, co ty turobisz?" Ona stoi trzy kroki ode mnie, z koszykiem w r�ku.- A w koszyku grzyby?- Mn�stwo.- No i co dalej?- Powiedzia�em: "Czekam na ciebie". "Czemu mnie nie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]