Ingulstad Frid - Saga Wiatr Nadziei 12 - Bliźni(1),

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ingulstad Frid
BLIŹNI
Saga część 12.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kristiania, lipiec 1906 roku
To był ciężki dzień. Elise wiedziała, że zapamięta tę datę - siódmego
lipca. Dzień, w którym Johan wyjechał z kraju. Być może na zawsze.
Sądziła, że straciła Johana w zeszłym roku, kiedy z więzienia Akershus
napisał list, w którym zerwał zaręczyny. W głębi duszy wierzyła jednak, że
byłemu narzeczonemu nadal na niej zależy. Później latem przyznał się
nawet do tego, mimo że oboje założyli już własne rodziny.
Dwa tygodnie temu, w wigilię nocy świętojańskiej, ponownie jej się
zwierzył ze swych uczuć; zjawił się wtedy tak nagle, kiedy zdrzemnęła się
na słońcu. Pogładził ja szybko po policzku i powiedział, że bardzo ją lubi.
Po jego oczach poznała, że miał na myśli coś więcej niż dawną przyjaźń.
A teraz szła na przystań się z nim pożegnać. Pytała samą siebie,
dlaczego to robi, po co zadaje sobie ból. Mogła przecież zostać w domu,
postarać się o tym nie myśleć. Zająć się praniem pieluch albo brudnych
spodni chłopców, sprzątaniem kuchni lub myciem okien, czymkolwiek,
byleby dobrze się przy tym spocić i zagłuszyć myśli.
Chciała jednak przed rozstaniem powiedzieć mu coś miłego, pokazać, że
jest ktoś, kto się o niego martwi i wszędzie będzie przy nim myślami. Elise
dowiedziała się od Anny, że Johan strasznie pokłócił się z Agnes z powodu
Magnusa Hansena, jej byłego chłopaka, i dlatego Agnes nie zamierzała go
odprowadzać. Anna tak pięknie poprosiła Elise, by poszła zamiast niej,
mówiła, że Johanowi będzie przykro odjeżdżać, jeśli nikt nie przyjdzie na
nabrzeże i mu nie pomacha.
Było ciepło, choć to dopiero wczesny ranek. W mieście dzień się już
zaczął, ludzie skoro świt śpieszyli do pracy. Kiedy Elise przechodziła obok
Stortorvet, przekupki handlowały na całego. Wysokie i postawne, w
długich białych fartuchach na ciemnych spódnicach i w białych chustkach
na głowę nasuniętych głęboko na czoło. Poustawiały skrzynki po
margarynie wokół pomnika Christiana Kvarta i kusiły towarami
rozłożonymi na szerokich ladach. Chłopi już dawno przyjechali do miasta
z wozami pełnymi ziemniaków, kapusty, kalarepy, jajek i marchwi. Konie
rżały i pochylały łby nad korytem z wodą, żeby ugasić pragnienie, zanim
zostaną zaprowadzone do stajni należących do tutejszych kupców.
Chłopcy roznoszący gazety wykrzykiwali wiadomości dnia. Koła wozów
konnych stukały o kamienie na moście, woźnice, siedząc na koźle, cięli
batem powietrze, aż świstało. Już teraz pierwsze służące przychodziły na
zakupy ze swymi koszykami i siatkami. Elise nigdy przedtem nie była tu
w dole miasta o tej porze dnia; kipiące życie zmusiło ją, by zwolniła
kroku.
Wreszcie zbliżyła się do nabrzeża przy Vippetangen. Ładowano i
rozładowywano i wkoło było pełno tragarzy. W porcie jeden obok
drugiego stały frachtowce, przycumowane do wielkich boi. Za galeasami
można było dostrzec przystań niedaleko Warsztatu Mechanicznego w
Aker, gdzie przy kei przycumowały szkunery. Elise wiedziała, że kiedyś w
zimie, prawie do końca wiosny, miasto było odcięte, ponieważ żaglowce
nie mogły sforsować lodu. Działo się tak aż do czasów, gdy lodołamacz
„Mjolner" ruszył do pracy. Pamiętała, jak ojciec opowiadał o „kruszeniu
lodów" każdej wiosny, o tym, jak ręcznie wykuwali w lodzie drogę wodną,
gdy nie było jeszcze lodołamacza. Ludzie ściągali aż tu na nabrzeże, żeby
się temu przyglądać.
Na przystani czekał statek, który miał płynąć do Danii, Torkild wyjaśnił
Elise, gdzie go szukać.
Johan nie wiedział, że przyjdzie. Dopiero wczoraj wieczorem się
zdecydowała.
Ponownie ogarnął ją smutek, ale widać tak miało być, że Johan musiał
wyjechać. Oboje założyli własne rodziny, i mimo że Emanuel wystąpił o
rozwód, a Agnes dopuściła się zdrady, nie byłoby dobrze, gdyby ona i
Johan na nowo się związali. Elise nie wierzyła, by Johan mógł uchylać się
od odpowiedzialności, nawet jeśli Agnes zachowywała się beznadziejnie,
poza tym mogło jeszcze dużo czasu upłynąć, zanim Emanuel dostanie
orzeczenie rozwodu.
Ani ona, ani Johan nie byli jak ci z bohemy, którzy przesiadywali przy
stoliku artystów w Grand Cafe i pili, i dyskutowali. Christian Krogh, grupa
malarzy i kilku artystów pili mocny trunek, który nazywali koktajlem, jak
opowiadał Emanuel. Widział ich. Na czele tutejszej cyganerii stał Hans
Joeger, który głosił tak zwaną wolną miłość. Uważał, że ludzie dopiero
wtedy mogą przeżywać prawdziwą radość życia i miłość, kiedy są
całkowicie wolni. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni powinni wyzwolić się
z wszystkich tych zasad, które wiążą zwykłych obywateli, młodzi powinni
zerwać z rodzinami i żyć tak, jak sami tego chcą. Kościół był według
cyganerii najgorszą instytucją, którą znali.
Emanuel był oburzony, kiedy jej o nich opowiadał. Równie oburzony
jak większość innych. Ludzie wielkim łukiem omijali Hansa Jaagera i jego
przyjaciół. Emanuel twierdził, że jest niebezpiecznym i grzesznym
człowiekiem, od którego porządni ludzie powinni się trzymać z daleka.
Ale czy sam był lepszy?
Zastanowiła się, co Henryk Ibsen sądził o cyganerii. Miał swój stolik w
tej samej kawiarni, w ulubionym rogu czytelni. Emanuel opowiadał, że
przygotowano dla niego specjalne krzesło, na którego oparciu
umieszczono napis: „Zarezerwowano dla dr. Ibsena". Siadywał tam
między dwunastą a czternastą i czytał gazety. Dokładnie o osiemnastej
wracał i zawsze po półtorej godziny szedł z powrotem do domu, ubrany w
swój długi frak, szerokie spodnie, w cylindrze i z parasolem w ręku.
Dziwną wydaje się myśl, że już nie żyje.
Elise rozejrzała się wokół w nadziei, że dostrzeże Johana. Została
jeszcze chwila, zanim statek odbije od kei. Elise przyszła dużo wcześniej. I
tak nie spała dziś w nocy, czuła, że równie dobrze mogłaby wstać z łóżka i
wyjść.
Rozczarowanie z powodu wyjazdu Johana tkwiło jeszcze w piersi
niczym tępy ból. Wiedziała, że nie powinna tak reagować, Johan był
zamkniętym rozdziałem w jej życiu, ale nie potrafiła uwolnić od niego
myśli. Tak miło spędzili czas w przeddzień nocy świętojańskiej. Peder
promieniał szczęściem na widok Johana, a i sama dawno nie była w tak
dobrym nastroju. Kiedy rozmawiali o czasach, gdy się razem spotykali, i
Johan powiedział, że „od uśmiechu Elise takiemu szczeniakowi jak on
kręciło się w głowie", poczuła, że jego słowa dziwnie na nią podziałały. W
myślach przeniosła się wstecz, do mrocznej klatki schodowej w
Andersengarden, gdzie dwoje nastolatków namiętnie się całowało.
Coś twardego usadowiło się w gardle. Kiedy Johan przybędzie do
Kopenhagi, profesorzy i inni ludzie posiadający wpływy i władzę zauważą
jego wielki talent. Będzie sławny, była tego pewna, i być może nigdy nie
wróci do Norwegii. W stolicy Danii na pewno roiło się od uroczych
młodych dam, które bardziej niż chętnie pozwolą się adorować
utalentowanemu i uroczemu Norwegowi. I jeśli Johan dostanie kiedyś
rozwód z Agnes, z pewnością będzie mógł przebierać wśród najbardziej
pożądanych piękności, które być może również okażą się
spadkobierczyniami ogromnych majątków. Dlaczego miałby zawracać
sobie głowę rozwiedzioną, biedną robotnicą z rodzimej Norwegii, skoro
cały świat był pełen o wiele bardziej atrakcyjnych, młodych kobiet?
- Elise?
Odwróciła się nagle. Szedł za nią, uśmiechając się, opalony, wysoki,
wyprostowany, ze starą, zniszczoną walizką w ręku, którą na pewno
pożyczył lub tanio kupił. Wyglądał na zaskoczonego.
- Przyszłaś?
Elise poczuła, że się zaczerwieniła.
- Anna mnie poprosiła. Uważa, że byłoby przykro, gdyby nikt nie stanął
na nabrzeżu i ci nie pomachał.
- Tylko dlatego tu jesteś? Bo Anna cię poprosiła? - spytał wesołym
głosem.
Usiłowała się roześmiać, ogarnęło ją nagle zakłopotanie, nie mogła mu
pokazać, co czuje. Postawił walizkę na ziemi.
- Mam dużo czasu. Statek tak szybko nie odpłynie.
- Cieszysz się?
- Pewnie. To ekscytujące. Jeszcze do mnie nie dociera, że naprawdę
miałem takie szczęście. Przez moment bałem się, że nie dostanę paszportu,
ale profesorowi udało się go załatwić. Jedyne, czego żałuję, to to, że moja
mama tego nie mogła zobaczyć.
Elise skinęła głową.
- Byłaby taka dumna. Chociaż na pewno by się o ciebie też bała. Johan
uśmiechnął się zaczepnie.
- Chcesz powiedzieć, że bałaby się, co mi może strzelić do głowy za
granicą?
Elise chciała się roześmiać, ale śmiech utkwił jej w gardle. Może
pomyślał o tym, co się stało w zeszłym roku, kiedy dał się namówić do
udziału w kradzieży?
- Wiesz, że twoja matka zawsze się martwiła - starała się jakoś wybrnąć.
- Bała się, żebyś nie chorował i żebyś nie uległ wypadkowi. - Wzruszyła
ramionami, poczuła się głupio i niezręcznie.
Uśmiech Johana zmienił się, stał się cieplejszy.
- Jesteś taka urocza, Elise. Wiem, o czym pomyślałaś, ale nie musisz się
bać. Nigdy w życiu nie zrobię już czegoś podobnego.
Pokręciła energicznie głową.
- Wcale cię o to nie posądzałam. Nie przyszło mi to nawet do głowy.
Chodziło mi tylko o to, że twoja matka martwiła się tyloma rzeczami.
Pogładził ją po policzku, tak jak to zrobił, kiedy siedzieli razem na
ganku przed domem.
- Powiedz, że przyszłaś z własnej woli, a nie dlatego, że Anna cię
poprosiła.
Skinęła głową, patrząc mu w oczy.
- Kocham cię, Johanie. I to od czasów, gdy byłam jeszcze małą
dziewczynką.
- Jak młodsza siostra, chciałaś powiedzieć? - W jego głosie nadal
brzmiała wesołość, ale Elise wiedziała, że Johan pyta poważnie i
spodziewa się czegoś więcej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • queen1991.htw.pl